Jak wreszcie uwierzyć w siebie?

Wydawałoby się że nic prostszego niż wiara w siebie samego albo w siebie samą; nie jest to jednak takie proste, jakby się wydawało. Ludzie przeważnie wierzą lub pokładają nadzieję (inwestują energię psychiczną) w coś bądź w kogoś, co jest w zewnętrznym świecie. Natomiast rzadko wierzą w swój świat wewnętrzny; w swoje marzenia na jawie, w swoje sny i we wszystko, czym się stają i kim są.
Nikt nie rodzi się z wiarą w siebie; małe dziecko, które dopiero przyszło na świat, musi dopiero zostać dostrzeżone i zaakceptowane; musi dojrzeć ludzką twarz nad sobą, żeby mogło scalić wszystkie procesy nerwowe i zacząć rozwijać się w kierunku dojrzałości. Dzieci bez pomocy najbliższych nie staną się nigdy dorosłymi; to dlatego właśnie jest tak wielu niedojrzałych dorosłych, dużych chłopców i małych, niedojrzałych kobiet, ponieważ wychowywali się w złym środowisku, otrzymywali albo za dużo albo za mało bodźców; nie byli nagradzani za dobro, tylko karani za złe zachowanie, które w tym wieku jest normą.
Sporo miejsca w tym wszystkim mają trzy podstawowe środowiska, czyli rodzina, szkoła i Kościół; to są w Polsce trzy podstawowe środowiska. Jednak człowiek musi uwierzyć w siebie, w swoje możliwości wbrew wszystkiemu, co go ogranicza z zewnątrz; musi ignorować do pewnego stopnia świat zewnętrzny i jego niekiedy złe intencje i pomijać fałszywe informacje, wszechobecne fake newsy po to, aby zbudować silną psychikę.
Człowiek dojrzały psychicznie i zdrowy psychicznie wierzy we własne możliwości, bierze los we własne ręce, staje się kowalem swojego losu, czasami spełnia amerykański mit “od pucybuta do milionera” i stara się pokierować swoim życiem, jak najlepiej potrafi.

Jak to jednak zrobić w praktyce?

Przypuśćmy, że rodzi się dziecko, które nie jest zaakceptowane przez rodziców albo przez jednego rodzica, na przykład ojca. Taki chłopiec nie będzie nigdy miał poczucia bezpieczeństwa, a w życiu dorosłym dostanie przynajmniej nerwicy, jeżeli nie depresji albo jeszcze gorsze chorób. W tej sytuacji, kiedy dziecko nie jest akceptowane takie, jakim jest, przez całe życie wydaje mu się potem, że nie jest wystarczająco dobre, że nie jest wystarczająco w czymś mocne, aby zasłużyć na miłość; wszystko, co robi będzie próbą zasłużenia na łaskę, na miłość; będzie klękanie przed ludźmi i błaganiem i nawet żebraniem o pozytywne życie, dobre relacje i sukcesy.
Niestety, takich ludzi jest bardzo wielu; piszący te słowa również doświadczył niewiary w siebie od ludzi i jako dziecko nigdy nie uwierzył w siebie ani jako nastolatek ani jako dorosły; jeżeli wcześniej ludzie najbliżsi z rodziny nie uwierzą w dziecko, nie uwierzy ono też w siebie.
Jeżeli będzie chodził zbyt często do kościoła, będzie słyszał tam co niedziela, że jest grzesznikiem, więc kimś najgorszym, kto zasługuje na najgorszą karę. Bóg akceptuje człowieka takiego, jakim on jest, a nie takiego, jakim dopiero ma się stać. Rozwój człowieka i jego ewolucja przebiega więc od niewiary w siebie, potem wiary od ludzi, aż do autonomicznej, uwewnętrznionej wiary w siebie. Nie stanie się to nigdy, jeżeli w rodzinie nikt nie wierzy dziecko ani w szkole zarówno rówieśnicy (“kozioł ofiarny”), jak nauczyciele nie wierzą w jego możliwości i potencjalne zdolności, no a w kościele słyszy, że jest najgorszym człowiekiem na świecie i że choćby nie wiem, co robił i tak nigdy nie zasłuży na zbawienie.
Te trzy elementy są kluczowe w Polsce w naszym kręgu kulturowym, żeby zrozumieć, dlaczego ludzie nie wierzą w siebie. Niektórzy ludzie z powodów religijnych uważają, że można wierzyć tylko w Boga, a w ludzi i w siebie nie; wiara w ludzi i w siebie wydaje im się grzeszna, egoistyczna i pyszna i prowadząca do zguby wiecznej. Taki przekaz przynosi religia w katechezach szkolnych, w homiliach i w książkach religijnych i wciąż dominuje w Polsce, mimo wielu pozytywnych zmian w Kościele powszechnym na Zachodzie czy nawet w samym Watykanie.
Piszę dużo religii, ponieważ ma ona bardzo silny wpływ na człowieka: układa życie, mówi co jest dobre, a co złe; stanowi punkt odniesienia i pociesza w chorobie i w cierpieniu, ale także może bardzo zaszkodzić. Dopiero, kiedy zrozumiemy, że te trzy czynniki – rodzina szkoła i kościół – mają generalny wpływ na człowieka dojrzewającego, możemy spróbować odpowiedzieć na pytanie, jak uwierzyć w siebie?
Przede wszystkim należy w rodzinie być asertywnym i starać się zrobić wszystko, co w swojej mocy, aby pokazać, że nie jest się tylko bezradnym dzieckiem, jakim chcieliby widzieć je nieraz rodzice, a zwłaszcza kościoły, które żyją z tego, że ludzie są wiecznie niedojrzali i że będą wiecznie potrzebować kościoła, żeby móc dobrze żyć; podobnie w szkole, jeżeli nauczyciele nie wierzą w zdolności ucznia i oceniają go negatywnie, uczeń taki powinien nie tyle udowodnić swoje możliwości, co po prostu przyznać wewnętrznie rację nauczycielom i spróbować zająć się czymś innym. Jeżeli ktoś nie ma zdolności do matematyki, to choćby nie wiem, co robił, nie będzie nigdy dobrym matematykiem i od razu powinien tę ścieżkę zamknąć; rozwijanie talentów i ukrytych zdolności możliwe jest wtedy, kiedy nauczyciel odpuści uczniowi jakiś przedmiot po to, by zająć się czymś innym. Niedobra jest edukacja polegająca na tym, że się uczy wszystkich wszystkiego; nigdy wszyscy nie będą we wszystkim dobrzy i o tym trzeba pamiętać, kiedy układamy programy szkolne i kiedy kuratoria decydują o tym, jakie treści i formy nauczania będą w szkole.
Jeśli chodzi o kościół, to wielu ludzi z początkami nerwicy czy depresji staje się nadmiernie pobożnymi; jest to mechanizm obronny, który ma nie dopuścić do załamania psychiki; nadmierna pobożność prowadzi zawsze do zamknięcia w sobie, do znieczulicy na potrzeby innych, chociaż oczywiście zdarzają się wyjątki, przeważnie jednak osoby, które nie wierzą w siebie, będą rekompensować sobie swoją niewiarę w siebie silną wiarą w Boga. Niektórzy nawet będą mówili, że “z Bogiem wszystko jest możliwe”, gdy czasem dla człowieka dorosłego i dojrzałego, ze zdrową wiarą w siebie nawet bez Boga wiele jest możliwe.
Przede wszystkim nie należy wszystkiego robić na siłę. Jeżeli ktoś czuje, że jest w czymś niedobry, że coś mu brakuje czy coś się nie zgadza – powinien się przyznać przed samym sobą i odważnie stanąć w prawdzie; można stanąć przed lustrem i zapytać się siebie: “Dlaczego w siebie nie wierzysz?”; “co w tobie takiego jest, co nie pozwala ci uwierzyć w siebie; dlaczego uważasz, że jesteś skazany na życie B, na jakiś plan “B”, a nie na plan, który przynosi wszystkim natura. Dlaczego uważasz, że jesteś najgorszy pomimo tylu osiągnięć życiowych? Dlaczego ciągle wydaje ci się, że jesteś nie dość dobry?
Odpowiedź oczywiście tkwi w dzieciństwie; o tym już wspomnieliśmy: aby uwierzyć w siebie, należy przede wszystkim czymś się zainteresować i to zacząć pogłębiać. Mogą to być takie rzeczy, jak gra w szachy, pływanie, jazda na rowerze, pisanie opowiadań czy komponowanie muzyki albo jazda samochodem. Należy rozwijać te zdolności, które pozwalają doświadczyć tak zwanego przepływu, o czym pisze ostatnio wielu psychologów. Przepływ to optymalny stan umysłu, kiedy człowiek bezwiednie wykonuje daną czynność, której się nauczył bardzo dobrze i dzięki temu doświadcza uporządkowania świadomości na wyższym poziomie; dlatego, aby uwierzyć w siebie, należy przede wszystkim przepracować dzieciństwo, a także uwierzyć w ludzi, zamiast przesiadywać w kościele, mamrotać różańce i powtarzać bez końca “Boże, dopomóż mi…” Należy odważnie zmierzyć się z życiem, uwierzyć w to, że ludzie zbudowali ten świat, a bogowie i aniołowie przecież nie położyli ani jednego kamienia na kamieniu; wszystko, co na świecie jest – dzieła sztuki, nauka, wybitne dzieła społeczne, architektura, rzeźba, malarstwo, muzyka czy świetne książki – wszystko to jest dziełem ludzi. Przede wszystkim, aby uwierzyć w siebie czy w to, że się jest pełnoprawnym człowiekiem nie wolno próbować zasługiwać w żaden sposób na miłość i szukać zainteresowania na siłę.

Człowiek, który zdrowo wierzy w siebie, nie ma nadmiernych kompleksów mniejszości, nie popada też dla rekompensaty i przeciwwagi w nadmierne poczucie wyższości; nie czuję się ani gorszy ani lepszy od ludzi; wie, że wszyscy ludzie są równi, chociaż nie mają równego startu w życiu. Nierówny start w życiu odczuwa bardzo wiele osób; wiele osób musi bardzo wiele włożyć wysiłku w swój rozwój, aby w ogóle próbować się rozwijać; większość ludzi jednak rozwija się maksymalnie aż do osiągnięcia dojrzałości, a potem w cudzysłowie “jadą na tym całe życie”.
Kiedy jednak pojawi się wiara w siebie, zmienia się świat, zaczyna wszystko być kolorowe, ludzie stają się dobrzy, znika podejrzliwość, a przede wszystkim chorobliwa zazdrość, prowadząca często do nienawiści do ludzi. Jeżeli ja nie wierzę w siebie, to nie będę wierzył w ludzi; ostatecznie nie uwierzę w dobrego boga, tylko mój “bóg” będzie zły i taki, który zawsze będzie mnie kontrolował, oceniał, osądzał i ostatecznie potępiał. Kiedy jednak uwierzę, że ludzie nie są źli, będę próbował również zrozumieć, że jestem sam jako człowiek też dobry; nikt nie rodzi się bowiem zły. Ludzie rodzą się zdolni potencjalnie do wszystkiego; tak zwane komórki omnipotentne mogą przekształcić się w dowolny narząd w organizmie człowieka. Podobnie jest z psychiką – psychika małego dziecka jest omnipotentna, dziecko posiada niesamowitą moc i zdolności paranormalne, które potem w czasie dojrzewania zanikają. Romantycy wierzyli właśnie, że dzieciństwo jest tym czasem, kiedy te zdolności się ujawniają i odpowiednio poprowadzone może osiągnąć w życiu wielki sukces…